niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 4 - Klątwa


  Na drżących nogach weszłam do królewskiego powozu, z racji, że byłam tylko zwykłą prostytutką żaden z mężczyzn nie podał mi ręki i nie pomógł tak jak każdej innej kobiecie. To już było wystarczająco upokarzające. Usiadłam i od razu ruszyliśmy z miejsca, nie powiedzieli do mnie nawet słowa, jakbym i na to nie zasługiwała. A może bali się ze względu na plotki, mówiące o tym, iż jestem wiedźmą ? Zagryzłam  wargi nie mal do krwi, bo inaczej krzyknęłabym z frustracji i nie pohamowanej wściekłości na niesprawiedliwy los.
   Wóz podskakiwał na wybojach przedmieścia, droga tutaj nie była do końca zadbana - dzięki temu wiedziałam w którym momencie znaleźliśmy się w bogatej dzielnicy. Odważyłam się odchylić ciemne zasłonki i spojrzałam kątem oka na świat tak bardzo nie podobny do mojego. Domy aż krzyczały o swoim luksusie i wygodzie, a ludzie w nich mieszkający też wyglądali inaczej, byli promienni. Nie zauważyłam kogoś, kto by słaniał się na nogach z głodu i zmęczenia, które wywołał codzienny trud. Nie usłyszałam płaczu dziecka, które zostało porzucone pod drzwiami burdelu... 

    Mroczne wspomnienia wdarły mi się do głowy, czyniąc w niej jeszcze większy chaos. Musiałam je szybko odpędzić, inaczej do końca dnia będę w ich władaniu. Musiałam się skupić nad tym, co mnie czeka w zamku, czego oczekiwał ode mnie król. Zatopiłam się w myślach na temat tego, jaki tak naprawdę jest ten, który włada wyspą, kiedy nagle konie ciągnące powóz, stanęły. Usłyszałam krzyki i przepychanki, ktoś za wszelką cenę chciał się do mnie dostać, bo po chwili wytargano mnie za włosy tak szybko, że ledwo to zarejestrowałam, wylądowałam na bruku, dosłownie.
- Co się dzieje ? - wykrzyknęłam zszokowana zaistniałą sytuacją.
- Milcz, dziwko ... spóźniłaś się ! - powiedziała kobieta wyglądająca na taką, która bez trudu mogłaby nosić głazy gołymi rękoma, gdyby nie kobiecy głos, uznałabym ją za mężczyznę - Masz jeszcze czelność się odzywać !?
  Była ubrana w czarne, bezkształtne szaty, które jeszcze bardziej ujmowały kobiecości. Ciemne włosy z siwymi pasmami ściągnięte w koka sprawiały, że rysy jej twarzy wydawały się ostrzejsze, niż za pewne były w rzeczywistości.
   Zwęziłam oczy w wąskie szparki - nie podobało mi się takie traktowanie - i wymierzyłam babochłopie silnego kopniaka w kość piszczelową. Zaskoczona poluźniła chwyt na moich włosach, miałam zatem dobrą okazję do podcięcia jej nóg. Nie zorientowała się, kiedy to ona leżała na ziemi a ja stałam dumnie nad nią.
- Nazywaj mnie dziwką, ale nie traktuj  jak psa! - niemal wyplułam z siebie te słowa.
   Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani, nikt się nawet nie ruszył. Podeszłam do umundurowanego mężczyzny, który wyglądał mi na myślącego głową, a nie pięściami. Stanęłam przed nim dumnie i spokojnym głosem, spytałam:
- Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do króla? Oczekuje mnie - uśmiechnęłam się delikatnie, jakby przed chwilą do niczego nie doszło.
   Osłupiały lekko skinął głową i położył mi dłoń na ramieniu, aby mnie poprowadzić. Weszliśmy do zamku, niemal pożartego przez przepych. Dominował marmur i oślepiające wręcz zdobienia, przykuwając wzrok tak prostej kobiety jak ja. Musiałam przyznać, że król miał gust, wiedział co piękne, dlatego wziął sobie mnie na własność. Nie byłam narcystyczna, ale widziałam spojrzenia mężczyzn i to w pełni mnie przekonywało, że nie należę do przeciętnych.
   Mój strażnik był bardzo milczący, prowadził mnie do miejsca spotkania z kamiennym wyrazem twarzy. Patrzyłam na niego ukradkiem, ale nawet jego piwne oczy wydawały się przygaszone, jakby nie było w nich życia. Westchnęłam w duchu, myśląc jak do bardzo nieszczęśliwego miejsca trafiłam...
   Mimo, że pałac był przepiękny, to wydawał się najsmutniejszym miejscem na ziemi. Nie zauważyłam tam zbyt wiele osób, mignęli mi jedynie ludzie ze służby oraz kilka ważnych osobistości. Tupot naszych stóp odbijał się echem od ścian, co jeszcze bardziej dominowało to poczucie pustki.
    Doszliśmy do drzwi jakiejś komnaty, zapewne prywatnej króla. Strażnicy stojący na warcie bez żadnego słowa otworzyli je dla nas. Wkroczyłam do salonu, w którym jak się spodziewałam miał panować ład i porządek. Pomyliłam się i to bardzo. Na kanapach leżały w nieładzie królewskie szaty i zresztą nie tylko tam, ale także na podłodze a jeden płaszcz wisiał na haku, na którym wcześniej musiał wisieć obraz. Doszłam do takiego wniosku, po tym jak ujrzałam jeden na podłodze oparty o ścianę, był pokryty niewyobrażalną warstwą kurzu. Zdębiałam na widok takiego bałaganu, brud pochłaniał niegdyś piękną komnatę. Czyżby król nie dopuszczał tu służby, pokojówek  lub kogokolwiek innego?! Mimowolnie się wzdrygnęłam.
   Po tym jak dokonałam oględzin tego czegoś, co kiedyś nadawało się do zamieszkiwania do środka wszedł - jak się domyśliłam - król. Był przystojny, ciemne włosy opadały na ramiona a w czekoladowych oczach błyskały wesołe ogniki. Swoją urodą rozświetlał ponure i brzydkie pomieszczenie, może to był zamierzony efekt? Zestawienie brzydoty z pięknem ? 

- Możesz odejść - odezwał się i skinął na strażnika, a ten niemal bezszelestnie opuścił pokój zostawiając mnie sam na sam z jego wysokością.
  Spojrzałam na drzwi, nie czułam się zbyt komfortowo będąc z nim sama. Nie wydawał mi się niebezpieczny, ale nigdy nie wiadomo, co kryje się pod tym spokojnym obliczem.
   Nie miałam odwagi się odezwać, więc czekałam. On również wybrał milczenie i ze skupieniem zaczął lustrować mnie wzrokiem. Skrępowana przestąpiłam z nogi na nogę, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie wiedziałam o nim zupełnie niczego, bo Królestwo było zupełnie innym, odrębnym światem. Nikt z normalnych ludzi nie wiedział, co się dzieje za jego murami. Docierały do nas tylko rozkazy, parę pustych słów. Władza trzymała nas w szachu, pracowaliśmy dla niej od wieków, a oni niczym innym się nie odwdzięczali. Plebs - tylko tym byliśmy dla nich - miał bić pokłony i dziękować za to, że może żyć! Ale na pierwszy rzut oka, wiedziałam, że Królestwo jest strasznie zepsute. Nie było w nim nic dobrego, ludzie otaczali się pięknem, jakby to miało zatuszować i przysłonić brzydotę ich własnych dusz. Nie uznawali jakiś większych wartości i przez to byłam zdania, że nawet biedny plebs jest bardziej pozytywnym miejscem. 

- Więc, co sądzisz o pałacu ? - przerwał moje rozmyślania
- Jest nie powiem, zachwycający, Wasza Wyskość - nie mogłam powstrzymać się od wymownego spojrzenia na komnatę, która w niczym nie przypominała królewskiej.
  Zauważył moje spojrzenie, bałam się iż go to rozzłości, ale ku mojemu zaskoczeniu roześmiał się perliście.
- Wiem, że ten bałagan jest nieodpowiedni na króla, ale jakoś muszę trzymać swą małżonkę z dala od siebie...
   Spojrzałam na niego osłupiała. Miał żonę? Więc na co ja mu byłam potrzebna? To był jakiś żart, czyli nie potrzebnie doznałam tylu upokorzeń ? Chyba zobaczył te pytania w moich oczach, bo powiedział:

- Nie jestem z nią, bo tego chciałem. Moja matka tego pragnęła, i nie chcąc słuchać do śmierci jej narzekań zgodziłem się na ten związek. Nie miałem większego wyboru - westchnął z udawaną rozpaczą - Dlatego wezwałem ciebie, tyle się  nasłuchałem o twojej urodzie i ciętym charakterze, iż bardzo zapragnąłem mieć cię w swoim posiadaniu.
- Wasza wysokość, czyli królowa nie wie, że tu jestem ? - spytałam lekko zdezorientowana.
   Uśmiechnął się w bardzo niepokojący sposób, moja intuicja podpowiadała mi, że knuł coś - i to nie wyjdzie mi na dobre. Podszedł do mnie i ujął mą dłoń w swoją, która wydawała mi się zbyt delikatna jak na mężczyznę. Ogólnie sprawiał wrażenie mało męskiego, był zbyt wymuskany. Nie dorównywał jaszczurowi - przeleciał mi przez głowę obraz Króla Wszystkich Mórz. Od tamtego aż promieniała męskość i seksapil, nie było w nim delikatności króla, co to to nie.
- Nie długo podadzą drugie śniadanie, jak się domyślam nic jeszcze nie jadłaś? - nie odpowiedział na moje pytanie, co bardzo mnie zaniepokoiło.
   Poprowadził mnie do wyjścia, drzwi znowu otworzyli strażnicy - nie wiem skąd wiedzieli, że się do nich zbliżamy. Czyżby mieli tak dobry słuch? To było trochę dziwne i niepokojące, ale bardziej skupiłam się na tym, co może planować król. Widziałam ten jego uśmieszek. Nie mogłam jednak nic zrobić, znalazłam się w Królestwie, już w ogóle nie miałam żadnych praw. Byłam marionetką w rękach władzy, zdana na ich łaskę. Jednak nie oznaczało, to że będę całkowicie posłuszna, nigdy taka nie będę, to było wbrew mojej naturze.
  Dotarliśmy do jadalni - chyba można było nazwać tak to pomieszczenie - po lewej widniał ogromny kominek z czerwonej cegły, który stanowił piękny kontrast dla brązowych ścian. Na podłodze pysznił się fioletowy dywan ze złotymi zdobieniami. Wzdłuż paleniska stał długi, mahoniowy stół , na którym już zostały podane potrawy. Zauważyłam kilkanaście gatunków sera, soczyste szynki i świeże warzywa oraz świeże pieczywo. Ślinka napłynęła mi do ust - moje śniadanie nigdy tak nie wyglądało.
  Po prawej królował przeogromny kredens z dziesiątkami różnych alkoholi, światło odbijało się od szklanych butelek. A na wprost mnie wchodziło się do kuchni, bo stamtąd dochodziły do nas zniewalające zapachy. Chyba nie tak wyobrażałam sobie to miejsce. Było inne niż w moich wyobrażeniach.
  Podeszliśmy do stołu, król usiadł u jego szczytu a ja po jego lewej stronie. Siedziałam skrępowana i nie za bardzo wiedziałam, co mam zrobić czy powiedzieć. Cisza między nami była niemal namacalna. Spojrzałam na niego i czekałam. Miałam inny wybór?
- Hmm, jak się do ciebie zwracają ? - przerwał ciszę.
- Sundel - odpowiedziałam i skrzywiłam się nieznacznie, nie było to zbyt pochlebne imię.
- Ale to oznacza...
- Kurwę, wiem. Tym jestem - spojrzałam mu prosto  w oczy.
- Możesz sobie nadać inne imię - oparł z uśmiechem
- Ale co to zmieni, Wasza Wysokość - dodałam tytuł, aby mu nie podpaść.
- Nie spytasz jak ja mam na imię ?
- Nie jestem godna - schyliłam głowę w udawanej pokorze.
- Lucjusz...
    Naszą pogawędkę przerwało wejście dwóch kobiet, jedna starsza musiała być matką Lucjusza a młodsza, urodziwa blondynka małżonką. Sam wyraz jej twarzy mówił o tym, że nie jest za mądra. Takich poznaje się na kilometr, wręcz cuchną głupotą. Kiedy otworzyła usta, trochę zrozumiałam dlaczego król nie chce mieć z nią bliższego kontaktu.
- Czemu po mnie nie przyszedłeś? - warknęła blondynka - Sama mam schodzić na śniadanie, nie masz dla mnie czasu w ogóle. Tylko byś zamykał się w tej komnacie !
- Hoho, kłótnia małżeńska - mruknęłam pod nosem, współczując młodemu władcy - nie miał nawet trzydziestu lat.
   Wtedy wzrok wściekłej złotowłosej królowej spoczął na mnie - tak, nic nie wiedziała o moim przybyciu. Podniosła wątłą rączkę, którą  pewnie używała tylko do jedzenia, bo resztę za nią robiła służba. Wskazała na mnie i spytała:
- Kim jest ta osoba?
   Lucjusz tylko uśmiechnął się chytrze, widać wspaniale się bawił. Do jego żony podeszła matka, położyła jej z troską dłoń na ramieniu. Kobieta miała czarne, bezdenne oczy, nie było co się w nich doszukiwać ciepła. Brązowe włosy były upięte w koronę, mimo podeszłego już wieku nadal była atrakcyjna. I wyglądała na bardziej opanowaną.
- Odpowiedz, synu - w jej głosie była zawarta swego rodzaju groźba. Wypowiedziała to z takim chłodem, że dostałam gęsiej skórki. Nie skończy się to dobrze, o nie!
    Ów syn rozparł się wygodnie na krześle i z satysfakcją wypowiedział tylko dwa słowa:
- Moja kochanka.
   O nie! No to miałam przechlapane, jeśli na kogoś spadnie kara, to tylko i wyłącznie na mnie. Zadrżałam z niepokoju i miałam powód się bać. Kobieta podeszła do mnie i zwaliła z krzesła. Z nią nie mogłam walczyć, była kiedyś królową. Nawet nie myślę, jaka spotkałaby mnie kara za podniesienie ręki na królewską rodzinę.
   Spoliczkowała mnie, jak widać upokorzeniom nie było końca. Nigdy nikt nie potraktuje mnie z szacunkiem! Chwyciła mnie za podbródek i spojrzała mi w oczy tym swoim martwym wzrokiem. Wzdrygnęłam  się.
- Kim ty jesteś? Masz takie dziwne oczy - byłam jedyną osobą na wyspie, która mogła pochwalić się niebieskimi - za bardzo niebieskie. I te włosy - skrzywiła się - z błękitnymi pasmami. Wyglądasz, jak czarownica z morza!
- Skąd wiesz, że nią nie jestem ? - uśmiechnęłam się chytrze, niepotrzebnie ją prorokowałam, ale to było silniejsze ode mnie.
    Wymierzyła mi kolejny cios w policzek, tym razem silniejszy. Poczułam silne szczypanie, jeden z pierścieniu na jej dłoni przeciął skórę. Powstrzymałam się od krzyku, mimo że ból był nie do wytrzymania. Nie mogłam pokazać słabości.
   Do przedstawienia dołączyła żonka króla, miałam wrażenie że zaraz się przewróci, była taka szczupła. Pochyliła się nade mną z pogardą i również próbowała mnie skrzywdzić. Jednak jej dłoń nie zetknęła się z moja twarzą, bo z niewyobrażalną szybkością złapałam ją za nadgarstek. Z lekkim przerażeniem zauważyłam, jak wydłużają mi się paznokcie i zamieniają się w błękitne szpony. Wbiły się w delikatną skórę królowej, która krzyknęła z bólu. Obie kobiety patrzyły na to przestraszone, starsza wykrzyknęła:
- Coś ty za szatana tu sprowadził?!
   Puściłam szybko blondynkę, która upadła a z jej ręki wytrysnęła krew. Nie potrafiłam nad sobą zapanować! Czyżby dotknęła mnie jakaś klątwa, skąd te pazury, które mogły należeć tylko do dzikiej istoty z oceanu? Może rzucił ją na mnie Wąż Morski? Byłam osłupiała, że nawet nie zorientowałam się, kiedy dwóch strażników złapało mnie pod ramionami.
- Zabierzcie ją do lochu, jutro spłonie na stosie! - wykrzyczała starsza kobieta.



***


Youki: Ta-dam ! Wiem, że nas kochacie!
Nikai: Boziu, nawet nie wiecie, co się będzie dziać ! Aaaa! Nawet ja nie mogę z emocji ! <3 Youki to ma banię :*
Youki: Ty się tak nie podlizuj, i tak wywieszę Cię jak pranie !
Nikai: Tak, wiem jestem bezużyteczna :(
Youki: No przestań, wiesz, że Cię kocham ! Bardziej od Pana K - ale od roweru to nie !
Nikai: Musimy sprawdzić błędy, się tak nie ciesz :(
Youki: Okeej... wiesz, że tego nie lubię ... ;'(
Nikai: Do roboty ! ^_^
Youki: Jutro dam Ci wycisk na tym bieganiu, że nie wstaniesz...
Nikai: Okej, okej :(
  

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 3 - Nie jestem taka słaba !




- Co, kurwa?! - wydarłam się. Kierowana impulsem walnęłam go nasadą dłoni prosto w nos, usłyszałam chrupnięcie kości, a może raczej ości?! Kto go tam wie, może być bardziej wynaturzony niż wygląda. - Ty nędzna kreaturo, nie prosiłam się o ratunek!
- Jaka pewna siebie - uśmiechnął się złośliwie przytykając dłoń do nosa, z którego sączyła się powoli granatowa krew.
- Taka pewna siebie, że ci jeszcze raz przyjebie ! - zawarczałam i wstałam na nogi dezorientując go tym całkowicie.  Wykorzystując to, że nie za bardzo wiedział, co się dzieje, otrzepałam spódnicę i ruszyłam w stronę miasta. Z dumnie podniesioną głową oddalałam się od tej dziwnej istoty, mając nadzieję, że za mną nie ruszy. A ja chciałam mu podziękować, dobre żarty. Wchodziłam już na zarośniętą część plaży, gdy krzyknął do mnie.
- Jaka znowu tam kreatura?! Widziałem, jak patrzysz na mnie maślanym wzrokiem, a jeszcze nie widziałaś wszystkiego, oj nie ! - zaszczebiotał rozbawiony - Możesz mieć to wszystko od zaraz !
  Nie wytrzymałam, odwróciłam się na pięcie i podeszłam do niego powoli, kusicielsko zakręciłam biodrami. Przez te lata spędzone w domu publicznym znałam takie sztuczki, jednak po raz pierwszy miałam zamiar je wykorzystać. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale chciałam się na nim odegrać. Znalazłam się tak blisko tego morskiego stworzenia, że jeszcze mały krok, aby bym wtopiła się w jego umięśniony tors. Spojrzałam na niego spod rzęs, a przy tym oblizałam kusząco górną wargę. Widziałam, jak bacznie mnie obserwuję, w jego oczach mignęły iskierki pożądania. Jedną dłoń położyłam mu na piersi i zaczęłam zataczać małe kółeczka. Zadrżałam pod moim dotykiem, miałam go w garści! Nie tak trudno sprawić, aby niebezpieczny potwór jak on stał się bezbronny.
- Więc, mówisz, że mogę mieć ciebie całego - zapytałam przekornie, uśmiechając się zalotnie.
- Oczywiście, skarbie, jeśli ty będziesz cała moja - jego twarz przybliżyła się do mojej, wiedziałam, że chce mnie pocałować, jednak ja miałam coś innego w planach.
   Z udawaną czułością pogłaskałam go po policzku, uniosłam się na palcach, ale zamiast doprowadzić do pocałunku, nachyliłam się do jego spiczastego ucha i wyszeptałam z największą  złośliwością na jaką mnie było stać.
- Mój drogi, ale tak się składa, że jestem obiecana już królowi - zaśmiałam się podle i dłonią, którą pieściłam jego policzek przywaliłam z całej siły. Dwa zero dla mnie !
   Zaśmiewając się z tego perfidnego gada, odwróciłam się po raz kolejny. Jednak tym razem mnie zaskoczył, jego dłoń z długimi pazurami owinęła się o mój nadgarstek.
- Nie myśl, że drugi raz Ci wybaczę, za podniesienie na mnie ręki - wysyczał.
  Oh, wkurzyłam bestię z morza, ale on nie wiedział z kim ma do czynienia. Nie byłam słabą dziewczynką, życie nauczyło mnie paru przydatnych sztuczek.
   Chwyciłam jak najmocniej jego dłoń i odpowiednio rozkładając ciężar przerzuciłam go sobie przez ramię. W mgnieniu oka leżał plackiem u moich stóp. Dla pewności, że nie będzie mnie gonił, aby się zemścić kopnęłam go prosto w krocze. Facet to facet, nie ważne skąd, każdego to zaboli. Biedak aż się zachłysnął, korzystając z okazji zaczęłam biec. Uciekając jak najszybciej usłyszałam jedynie, jak mamrotał pod nosem.
- Kobieta mnie pokonała ... jak?!
   Zaśmiałam się i szybko zniknęłam mu z oczu. Po co zgrywać chojraka, i tak już wiele mu pokazałam. Następnym razem mogłam nie mieć takiego szczęścia. Po takim czymś to raczej będzie chciał mnie zjeść, a nie żenić się ze mną!
  Dobiegałam na miejsce, przed bramą burdelu stała królewska karoca. Boże, spóźniłam się! Podbiegłam do burdelmamy, która stała obok mojego transportu na zamek. Jej piękną twarz wykrzywiała złość, nie skończy się to dla mnie zbyt dobrze. Zwolniłam i na drżących nogach podeszłam do tej, która prze tyle lat trzymała mnie za niewidzialnymi kratami.
- Gdzieś Ty była? - wysyczała - Wiesz, jakiego mi wstydu narobiłaś ?!
- Przepra... - nie dano mi dokończyć, bo poczułam silne uderzenie w policzek.
- Zamknij się, na nic mi twoje przeprosiny ! Wsiadaj do wozu, twoje rzeczy są już spakowane - wykrzyczała.
  Wtedy pożałowałam, że nie poszłam z jaszczurem...
***
Youki :No nasza dziewczynka !
Nikai: Muszę wracać do domu, hahhaha, nie będzie pisania na kilka dni :D Taka jestem okrutna ^_^
Youki: Także  tego... Do widzenia :*

Rozdział 2 - Nietypowa propozycja

Autorki: Youki i Nikai :)

  Zamknęłam oczy godząc się z przeznaczeniem, kiedy nagle poczułam jak coś obejmuje mnie w talii i ciągnie ku górze. Nie zdążyłam zobaczyć, co przyszło mi na ratunek, bo straciłam przytomność. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna, byłam świadoma tylko jednego - ktoś uciskał moją klatkę piersiową i wpuszczał tlen do płuc zalanych przez wodę. W pewnym momencie oprzytomniałam i z ulgą wyplułam z siebie całą ciecz. Uniosłam ciężkie powieki, do oczu wdarły się promienie słońca, przez co znowu je przymknęłam. Jednak zdążyłam zarejestrować, iż ktoś się nade mną pochyla, czułam na sobie natarczywy wzrok.
- Widzę, że odzyskałaś przytomność, więc otwórz oczy...spójrzże łaskawie na swojego wybawcę - prychnął obcy dla mnie głos. Był lodowaty i oschły, nigdy nie słyszałam mu podobnego.
   Na szczęście nie był w żadnym calu podobny do tamtego, który zwabił mnie na wrak statku, dlatego odważyłam się znów otworzyć oczy. Najpierw zauważyłam niewyobrażalnie długie fioletowo niebieskie włosy, który oplatywały zgrabną sylwetkę - jak się okazało - mężczyzny. Były jeszcze mokre, więc światło beztrosko odbijało się od małych kropelek, które się na nich osadziły. Druga rzecz, jaka przykuła moją uwagę, były jego nienaturalne oczy, turkusową tęczówkę przecinała źrenica podobnie jak u jakiegoś gada. Moje własne, lazurowe nie mogły nawet na chwilę odciągnąć się od jego niesamowitej twarzy, miał idealnie zarysowaną szczękę, a kości policzkowe mogłyby spokojnie zaliczyć się do najcudowniejszych, gdyby nie to, że były pokryte delikatnymi łuskami koloru letniego nieba.
  Niepokoił mnie coraz bardziej, zaczęłam bardziej mu się przyglądać. Zauważyłam spiczaste uszy, kiedy wiatr odgarnął mu włosy. Byłam przerażona do tego stopnia, że nie porafiłam od niego uciec, mimo, że ciało podpowiadało mi " Uciekaj stąd!", to umysł był nim całkowicie zauroczony. Postanowiłam dać mu szansę, przynajmniej na chwilę rozmowy. Chciałam mu podziękować, bo za pewne nie dostanę na to drugiej szansy, mógł w każdej chwili zniknąć w wielkich wodach oceanu. W końcu, jak się domyśliłam, był morskim stworzeniem. Zawsze pragnęłam ujrzeć mieszkańca świata z poza lądu, nawet nie myślałam, że ktoś z nich przyjdzie mi na ratunek.
- Co się tak patrzysz ? Skoro jesteś przytomna to przejdźmy do interesów. - powiedział swym niesamowitym głosem, była w nim moc, przy każdym słowie, które wypowiadał musiałam mimowolnie zadrżeć.
   Dopiero wtedy ujrzałam jego nieludzkie zęby, każdy z nich był zaostrzony, wyglądały przerażająco, iż na chwilę cała się spięłam. Widząc moją reakcję uśmiechnął się szeroko z widoczną perfidią, czyżby cieszył się z czyjegoś strachu? Może jednak nie był taki dobry, jak sobie pomyślałam ? Skoro w moim świecie istnieje podział na dobrych i złych, to czemu nie miałby istnieć także w jego świecie. Przez całe życie ślepo wierzyłam, że wszystko, co pochodzi z morza jest absolutnie nieskazitelne. Jednak nie na darmo powstały legendy o wężach morskich, które nawet we mnie budziły lęk.
   Zasmuciłam się, bo to w jakiś sposób jeszcze bardziej mnie rozsypało. Czyli nie ma miejsca na świecie, gdzie nie istniałoby zło? Nie mogłam mieć jednak całkowitej pewności, może tylko sprawiał wrażenie złego. Zapłonęła we mnie nadzieja. Jeszcze nic nie zostało przekreślone!
   Spojrzałam mu głęboko w oczy, chciałam wyczytać w nich, jaką ma naturę. Dobrą, czy też złą ? Nie był to pierwszy raz, kiedy używałam swoich zdolności jasnowidzenia. Dzięki mojemu darowi zawsze wiedziałam z kim mam do czynienia. Taka wiedza dawała mi siły za każdym razem, kiedy musiałam ...pracować.
   Powoli zaczęłam wędrówkę do jego umysłu, chcąc połączyć się na chwilę z jego jaźnią. Niestety napotkałam swoistą barierę, wyobrażałam sobie ją jako gruby i wysoki mur nie do przebycia. Próbowałam się przez nią przedrzeć, jednak skończyło się to tym, że coś smagnęło mój własny umysł, niemalże boleśnie. Skrzywiłam się.
- A może zamiast bawić się we wchodzenie w czyść umysł, to porozmawiamy jak ludzie... Przynajmniej nie będę musiał Cię krzywdzić. - był lekko poirytowany, głęboko westchnął i kontynuował - Przepraszam, gdzie moje maniery. Nawet się nie przedstawiłem, ahh... Także, masz przed sobą Króla Wszystkich Wód, to mój oficjalny tytuł, a potocznie nazywają mnie Wężem Morskim...
- Wężem morskim - przerwałam mu przestraszona - Chcesz mnie zjeść ...?
- Coo? No wiesz, za kogo ty mnie bierzesz! - prychnął oburzony - No w sumie chciałem Cię zjeść, ale że jesteś jedną z najpiękniejszych stworzeń, jakie widziałem, to wolę pojąć cię za żonę. 

- Co, kurwa?! - wydarłam się.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 1 - Wrak przeznaczenia

Autorki : Youki-chan, Nikai San 


   Był chłodny marcowy poranek, wody mórz były dziwnie niespokojne, zapowiadało się na sztorm, jednak to  nie powstrzymywało mnie od porannego zanurzenia się w odmętach lodowatej wody. Tylko ona potrafiła odciągnąć mnie od trudności codziennego życia i przykrych wspomnień, które dręczyły mnie co noc, nie dając spokojnie zasnąć. Chłodna bryza ostudziła rozpalone myśli, i chociaż na chwilę byłam wstanie odetchnąć pełną piersią. Od zimna szczypała mnie delikatna skóra, jednak ten ból był przyjemny i nieporównywalny z tym jaki czułam na co dzień.
   Nawet fale nie potrafiły zmyć ze mnie brudu, który osiadał na mnie przez jedenaście lat. Nie było nawet sekundy abym nie czuła na sobie dotyku tych obrzydliwych mężczyzn. Każdej nocy jeden, czasami więcej bez litości mnie gwałcił. Chociaż było to obrzydliwe, starałam się patrzeć w oczy każdemu z nich. Widziałam wtedy ich ból, cierpienie i odrzucenie. Tylko to powstrzymywało mnie przed samobójstwem, całkowitym pożegnaniem się ze światem. Już od dawna nie czułam się jego częścią, byłam tak zbrukana, że czasami nie myślałam o sobie jak o człowieku. Życie zrobiło ze mnie dziwkę, która nawet nie myślała o tym, co się dzieje za ścianami burdelu.
   Tak, były poranki takie jak ten, kiedy mogłam popatrzeć w horyzont i podziwiać siedem wysp, otoczonych bezkresnym lazurowym oceanem. Niekiedy miałam wrażenie, że poza nimi i tą wielką wodą nie ma niczego innego. Jakby to miejsce w jakim się urodziłam, było centrum świata. Ludzie jednakże mówią, iż na końcu horyzontu znajduje się bezkres, gdzie wszystko i wszyscy są szczęśliwi i nie doznają żadnych cierpień. Za każdym razem widząc wschodzące słońce zza linii wody, myślałam o tym jak to jest być wolnym, ale tylko wtedy. W momencie, gdy słońce było w pełni widoczne musiałam wracać do swych przykrych obowiązków.
   Miałam nie wiele czasu, dlatego zanurkowałam aby podziwiać wodny świat, bo tylko on nie uczynił mi krzywdy. Po raz kolejny nie mogłam się nadziwić pięknem uśpionych koralowców, mimo przyblakłego koloru żółci i bieli nie traciły swojego uroku. Przypominały mi mnie samą, przez te lata nie utraciłam swojej urody, gdyby tak się stało zapewne nie byłabym tak rozchwytywana na królewskim dworze, gdzie miałam zostać konkubiną króla. Dowiedziałam się o tym nie dawno, do domu rozkoszy przyszli dwaj faceci w brązowych mundurach z dokumentem, w którym król pisał o tym, iż słyszał o kobiecie o niesamowitych zdolnościach i chce ją dla siebie. Oczywiście byłam nią ja, przez lata wykształciłam w sobie zdolności jasnowidzenia, i jak widać wieści o tym rozeszły się aż do samego zamku. Ponadto mówiono wśród ludzi, że przynoszę niesamowite szczęście i dobrobyt. Nie zdziwiłabym się, gdyby wiedziała o tym reszta krain.
   Postanowiłam wynurzyć się z wody, w końcu poczułam grunt pod stopami. Powoli stawiałam kroki, nie chcąc rozstawać się z oceanem. Nagle usłyszałam cichy, prawie niesłyszalny głos, wołał on o pomoc. Nie byłam wstanie określić skąd dochodziło owo wołanie. Zaczęłam się rozglądać, w pewnym momencie zaczęło mnie coś przyciągać do rozbitego na wielkich skałach wraku statku rybackiego. Nie zastanawiając się bardzo, zaczęłam iść w jego stronę. Aby wejść na statek najpierw musiałam wspiąć się na skały, a potem zeskoczyć na pokład, który zaskrzypiał pod moimi nogami. Jego deski były zbutwiałe, ledwo utrzymywały mój niewielki ciężar. Skierowałam się ku otworowi w deskach, lekko drżąc na ciele spuściłam się w dół. Panowały tam grobowe ciemności, ledwo widziałam swoją dłoń, gdy wyciągałam ją do przodu. Nie zatrzymałam się jednak, coś kazało mi iść dalej.
   Co chwila potykałam się o wystające belki, przynajmniej myślałam, że to były belki. Kilka razy upadałam zdzierając przy tym białą jak śnieg skórę ze swych dłoni oraz kolan. W brązowe do połowy pleców włosy z niebieskimi prześwitami, wplątywały się pajęczyny, które odgarniałam z odrazą. Wiedziałam, że zapewne wyglądam jak półtora nieszczęścia, ale nie przejmowałam się tym.
   Wołanie, które zwabiło mnie tu z plaży nasilało się z każdym krokiem, miałam wrażenie, że dociera do mojego umysłu. Jakby ktoś przemawiał wewnątrz mojej głowy, to było przerażające uczucie.
- Kim jesteś? Czemu Cię nie widzę? - spytałam drżącym głosem.
    W odpowiedzi zostałam tylko zepchnięta na samo dno wraku, które było doszczętnie zalane. Moje ciao opadło bezwładnie na dno, wiedziałam, że to mój koniec. Nie mogłam się ruszyć, jakby coś albo ktoś mnie przytrzymywał.
" Kim jestem...? Twoim najgorszym koszmarem, skarbie..." - jakiś obcy głos pojawił się w mojej głowie, sprawiając, że byłam jeszcze bardziej przestraszona.
      I on miał być moim ostatnim wspomnieniem? Dusząc się przez jeden z żywiołów, starałam się przywołać chociaż jedno dobre. Nie było takiego, chciało mi się zapłakać nad samą sobą. Dlatego też przestałam walczyć ze śmiercią, która niemal z czułością wyciągała do mnie swe ręce. Wypuściłam całe powietrze z płuc, chcąc jak najszybciej pożegnać się ze światem. Zamknęłam oczy godząc się z przeznaczeniem, kiedy...