środa, 11 listopada 2015

Rozdział 6 - Niby klątwa, niby wiedźmy




     Zła na niesprawiedliwy los i moją własną głupotę zaczęłam rozmyślać nad propozycją Węża Morskiego, bo mógł się okazać moim wybawieniem, życiem a obrałam zupełnie inną drogą, ślepo uwierzyłam, że w zamku czeka mnie coś dobrego. Wybrałam śmierć, ciemne macki królestwa oplotły się wokół mnie i zrobiły ze mnie ofiarę. Jak mogłam sądzić, że król nada mojemu istnieniu sens i uratuje mnie przed rozpaczą i pogardą ludu. Taki paradoks, że zamiast podążyć za istotą z oceanu, który był moją ucieczką od złego pognałam w głąb lądu, z dala od niego. Zaprzeczyłam  samej sobie, swoim pragnieniom czy marzeniom o byciu częścią bezkresnej toni, która mimo zimna dała mi więcej poczucia ciepła i bezpieczeństwa niż cokolwiek innego. Zostało mi tylko obwinianie samej siebie i parszywego fatum, które na mnie spadło. Żałowanie złych decyzji, ograniczonego myślenia i zaślepienia. 
   Wpatrywałam się w puste, zimne ściany celi oblepione brudem, pajęczynami i nawet nie myślę czym jeszcze. Z jednej z nich widniało małe, zakratowane okienko przez które zaczęły przebijać się promienie wschodzącego słońca, wąskim strumieniem padały na szczura, który siedział nieruchomo i się mi przypatrywał. Było to dziwne uczucie, bo w jego spojrzeniu widziałam litość? Nawet takie marne zwierzę, gryzoń, szkodnik potrafiło zrozumieć istotę mojego cierpienia [Hahaha...wspaniale xD].
     Miałam wrażenie, że chce coś mi przekazać, spojrzałam w jego mysie oczy i ujrzałam w nich znów tamten statek, oraz węża morskiego tym razem owijającego się wokół niego, jakby miał go zaraz zmiażdżyć. Przestraszyłam się i przylgnęłam do ściany, chcąc się w nią wtopić...Przymknęłam oczy, chciałam na chwilę zapomnieć o zbliżającej się śmierci. Byłam jak lilia, której odcięto dostęp do światła i wody, w ciemności powoli umierałam, traciłam siły by walczyć. Poczułam jak ogarnia mnie senność, przysnęłam.
   Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam, jak strażnik wkłada klucz w zamek celi i otwiera ją z zgrzytem. Tępym wzrokiem obserwowałam jak się do mnie zbliża.
Zostałam wyprowadzona z celi, nie wyrywałam się, więc strażnik był dla mnie łagodny. Powoli wspinaliśmy się po schodach, weszliśmy na korytarz i ruszyliśmy nim. To była zupełnie inna część zamku, mniej elegancka i uboższa w zdobienia, bardziej ponura. Kierowaliśmy się ku wyjściu na dziedziniec, gdzie zapewne już ustawiono stos. Kiedy do niego podeszliśmy, otworzyły się i wychylił się inny strażnik.
- Doprowadzę ją - powiedział i spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
     Zostałam oddana w jego ręce i wyprowadzona na zewnątrz. Ten nie był taki łagodny, jego uścisk na mym ramieniu był silny, wręcz miażdżył mi rękę. Zacisnęłam zęby i obrzuciłam go chłodnym spojrzeniem.
- Nie podoba ci się? - zaśmiał się - Jak dla mnie śmierć to zbyt łagodna dla ciebie kara, powinnaś zapłacić za swój brak szacunku dla rodziny królewskiej niekończącymi się torturami.
   Zignorowałam go i próbowałam nie patrzeć na jego paskudną gębę. Myślał, że zareaguję inaczej, bo potrząsnął mną.
- Już nie jesteś taka odważna?
    W tamtym momencie coś we mnie pękło, nie mogłam się dłużej powstrzymywać, użyłam całej siły i wyrwałam mu się. Zaskoczony puścił me ramię, a ja poczułam jak wzbiera się we mnie niesamowita siła. Wiatr rozwiał moje jakby bardziej niebieskie włosy, a paznokcie ponownie zamieniły się w niebezpieczne pazury. Bez dłużej chwili namysły unosiłam rękę i błyskawicznie przejechałam nimi po policzku strażnika. Ostre jak sztylety szpony, zostawiły głębokie szramy na jego twarzy, ale o dziwo nie wypłynęła krew. Zamiast tego skóra zaczęła sinieć, mężczyzna spojrzał na mnie przerażony i chciał coś powiedzieć, ale z jego ust wydostał się tylko cichy świst. Nie mógł oddychać, coraz bardziej siniał na twarzy po niecałych dwudziestu sekundach upadł na kolana a po minucie już najprawdopodobniej  nie żył.
   Patrzyłam na to wszystko obojętnie, już nic mnie nie obchodziło, nawet nie spostrzegłam kiedy kolejnych dwóch strażników mnie przytrzymało i zaczęło prowadzić do zbudowanego stosu. Ludzie którzy widzieli co uczyniłam zaczęli rzucać w mą stronę wyzwiska:
- Wiedźma i suka!
- Niech spłonie!
- Takie coś nie powinno żyć!!
    W pewnym momencie poczułam tak silne uderzenie w plecy, że poleciłam do przodu. To ludzie z tłumu zaczęli obrzucać mnie kamieniami. Jeden trafił prosto w brzuch, zakrztusiłam się i wyplułam własną krew na ziemię. Co najdziwniejsze nie była czerwona, tylko granatowa jak u jakiejś wynaturzonej istoty. [da da da dam!] Nie mogłam być zwykłym człowiekiem, w tak krótkim czasie tyle się we mnie zmieniło. 
   Doszliśmy do stosu, podprowadzili mnie do słupa i mocno przywiązali, jak jakąś zwierzynę. Skoro tak mnie potraktowali, to chyba mogę się tak zachować. Zawarczałam na nich i wyszczerzyłam zęby, momentalnie się ode mnie odsunęli.
   Spojrzałam na tłum pogardliwym wzrokiem, skoro chcieli wiedźmy to będą ją mieli, na własne życzenie. Nie zamierzałam po cichu odejść z tego świata, pragnęłam pozostawić po sobie lęk i grozę. Pokazałam zęby w parodii wesołego uśmiechu. Wszyscy bacznie obserwowali nawet mrugnięcie mych oczu, jeszcze chwilę przeszywałam ich wzrokiem, aby skupić całkowicie na sobie ich uwagę. Niespodziewanie wybuchałam paranoicznym śmiechem, mój głos poniósł się echem i sprawił, że wśród tłumu zapanowała cisza.
- Źle robicie! - krzyknęłam - To że mnie spalicie nie oznacza spokoju dla was, wręcz przeciwnie. W mojej duszy płonie gniew, którego sami przebudziliście. Spadnie on na wszystkich z tego królestwa w postaci strasznej klątwy! Widzieliście, co uczyniłam tamtemu strażnikowi? To był tylko początek, gdy tylko umrę zaraza rozprzestrzeni się po całej wyspie i nikogo nie oszczędzi...
     Zobaczyłam na ich twarzach panikę, nagle z tłumu wyłoniła się królowa i ta stara jędza! Ohh, jak ja miałam dosyć tych babsztyli i ich poczucia wyższości.
- Nie uchronisz ich królowo, bo jesteś nędzą i słabą istotą! - wykrzyknęłam w jej stronę.
     Na twarzy blondwłosej wykwitła furia, zapewne czuła się upokorzona, że tak się wyraziłam przy całym tłumie.
- Dosyć!! - usłyszałam głośny krzyk króla, który przedarł się przez tłum i wskoczył na podium, na którym ustawiono stos.
     Popatrzył na mnie przez chwilę, uchwyciłam jego pewne spojrzenie a potem odwrócił się do tłumu. 
-Nie mogę już znieść słuchania tej herezji! Jak długo będziemy się tak dawać sponiewierać tej dziwce?! Kacie podaj pochodnie, jeżeli ta klątwa ma być prawdziwa to obarczam ją swoje sumienie!
   Do króla podszedł ubrano na czarno mężczyzna, i podał płonącą pochodnie, z daleka czułam żar jej ognia. Władca powolnym ruchem ponowie odwrócił się w moją stronę, i kiedy myślałam, że podejdzie do stosu i podpali ją bez żadnego żalu, zrobił coś, co mnie całkowicie zaskoczyło. Rzucił pochodnię w stronę poddanych krzycząc:
- Kto złapie ten drugi na stos!!
   Korzystając z zamieszania i zdumienia ludzi, Lucjusz szybko podbiegł do mnie i rozciął liny, które krępowały moje ręce. Złapał mnie za jedną i pociągnął w bok, aby ominąć ludzi i doskoczył do konia, który już był osiodłany. Widocznie, miał to wszystko zaplanowane. Bez zbędnych pytań dałam się podsadzić, po chwili siedział za mną i pokierował czarnego ogiera ku bramom. Galopem wyjechaliśmy z dziedzińca i gnaliśmy w stronę plaży. Wiatr rozwiewał mi włosy na wszystkie strony, iż ledwo widziałam to co było przed nami.

***
Youki: No to jak tam moi mali nacjonaliści? Burda zrobiona? Bo ja biegłam w biegu niepodległościowym :*
Nikai: Biegi i motywacja Toi-Toia <3 
Youki: ... 
Nikai: Siiiiiiiiiii
Youki; Twoja 18, hotel "Las"
Nikai: Twoja 15, hotel Rodło

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 5 - Bezlitosny król idiotycznego państwa




   Próbowałam się wyrwać, krzyczałam aby mnie puścili po tym, jak usłyszałam, że chcą spalić mnie na stosie. Nie! Nie po to Wąż Morski mnie uratował z otchłani oceanu, abym miała zginąć potem w ogniu. Nienawidziłam płomienia, jego żaru i niebezpiecznego blasku. Wszystko zaczyna się od maleńkiej iskry, przechodzącej w płomień, człowiek nawet nie zauważy a przeradza się w iście niszczycielską moc, która pochłania wszystko na swej drodze. Pali marzenia, wszystko co jest dla Ciebie ważne, i czy miałabym także pochłonąć mnie? Jeśli miałabym zejść tego świata, to na miejsce mojej śmierci wybrałabym ocean, jego bezkresne wody, które objęłyby mnie swymi chłodnymi ramionami. Z takim czymś bym się pogodziła, ale nie z perspektywą obrócenia się w popiół. 
   Dlatego wierzgałam nogami na wszystkie strony, próbowałam wbić zęby w ich ręce, zastosować nowo nabytych pazurów, które nadal uważałam za klątwę Węża. Mimo moich starań, nie udało mi się wyrwać z ich objęć, ponieważ spadła na mnie ciężka pięść jednego ze strażników. Świat przed oczami zawirował, ogarnęła mnie ciemność. 

***
  
    Usłyszałam dźwięk. Dochodził z oddali, że nie byłam w stanie określić kierunku z jakiego się rozchodził. Był to odgłos fal uderzających o skały, a może i ściany klifu, który przeradzał się w najpiękniejszą muzykę - pieśń oceanu. Naraz zabrzmiał szum wzburzonej wody, krzyk mew i śpiew delfinów tańczących wśród fal, potężne głosy wielorybów. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie to, że nie widziałam tego, byłam tylko wstanie usłyszeć, próbowałam ujrzeć to, co jawiło się w mej wyobraźni, jednak bezskutecznie. Sięgnęłam dłońmi do swych oczu, i jak się okazało nie mogłam zobaczyć nawet własnego ciała. Jakby nic nie istniało, ja wraz ze światem wyparowałam, zostało tylko echo odgłosów, jakby marne wspomnienie lub pocieszenie za utraconym. Została nicość i nic poza nią, brak jakiejkolwiek nadziei na odwrócenia zdarzeń, które tego doprowadziły. Co? Co mogło sprawić, że tak się stało? Kiedy? Czy świat może przestać istnieć w zaledwie ułamku sekundy? Za jednym mrugnięciem oka, tak że się nie spostrzegłam zniknęło moje życie, bo to co czułam w tamtym momencie nie dało się określić. Byłam zawieszona w pustce, nie czułam praktycznie niczego, czy było ciepło czy zimno? Jakbym stała się tylko myślą, która w jakiś niewyjaśniony sposób przetrwała, jednak nie był to powód do radości. Takie egzystowanie mogło tylko sprawić ból i smutek, chciałam całkowicie zniknąć, zanim ogarnie mnie szaleństwo i obłęd.
    Nie wiem, ile czasu upłynęło, mogła minąć zaledwie minuta a może nawet sto, tysiąc lat? Nie istniała już miara czasu, bo po co? Po co odliczać czas, do czego? Skoro wszystko się już zakończyło nie było warto tego robić. 
    Czułam silne pragnienie, aby całkowicie zniknąć, ale w pewnym momencie zobaczyłam jakieś mignięcie w oddali. Coś zbliżało się do mnie, najpierw zobaczyłam wyłaniającą się delikatną kobiecą dłoń zakończoną ostrymi pazurami, które spowijały delikatne łodyżki morskich roślin. Wydawała się dziwnie znajoma, miałam wrażenie, że chce po mnie sięgnąć i wyciągnąć z tego niebytu. Po chwili zobaczyłam brązowo niebieskie włosy, które pływały w powietrzu, unosiły się wokół twarzy kobiety, która okazała się być mną! Patrzyłam na samą siebie, zbliżającą się do mnie. Było to niesamowite a jednocześnie przerażające uczucie. Kiedy znalazła się bardzo blisko, spojrzałam jej w oczy, z myślą, że zobaczę w nich odbicie samej siebie, jednak ujrzałam tylko czarne, niewidzące źrenice.
      Przypatrywałam się jej oczom się z dużą intensywnością, ona ledwo mrugnęła, nic nie powiedziała tylko zbliżyła się jeszcze bardziej. Wtedy zobaczyłam w jej oczach fale oceanu, wzburzone przez sztorm oraz wyłaniający się statek, który zbliżał się w moją stronę, nagle z wód wynurzył się przeogromny wąż morski, przy którym statek wydawał się śmiesznie mały. Morskie stworzenie swoim majestatem mogło wzbudzać zarówno podziw jak i strach. Obserwowałam jego ruchy, skierował się w moją stronę, i ujrzałam wielkie lazurowe gadzie oczy, które mogły zajrzeć w głąb mej duszy.
   Nagle do głowy wdarły się głosy, które przebudziły mnie ze snu, jak się okazało. 

***

   Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam, gdy otworzyłam oczy była zimna, czarna podłoga oraz moje ręce okute w kajdany. Jak się domyśliłam byłam w celi, brudnej i cuchnącej szambem, chyba nawet nie więcej niż pół metra ode mnie przebiegł sobie wielki szczur. Za bardzo się tym nie przejęłam, bo pół przytomnym wzorkiem ujrzałam dwie postaci za kratami mojego więzienia.Była to oczywiście kapryśna i rozpieszczona żona króla, oraz jego zimna jak lód matka. Ta druga wręcz przeszywała mnie wzrokiem, jakby chciała abym spłonęła od jej samego spojrzenia, nie przestraszyłam się, tylko odwzajemniłam to. Nie miałam siły, żeby się odezwać, czy zrobić cokolwiek innego, dlatego zignorowałam je.
- Ty, kurwo... widzę, że jesteś już przytomna - wysyczała młodsza kobieta - jak dla mnie, powinnaś już płonąć, po co tyle czekać? Takiego ścierwa jak ty, trzeba się jak najszybciej pozbyć!
   Zacisnęłam zęby, żeby z mych ust nie wydarły się jeszcze ostrzejsze słowa, niż te które wypowiedziała młoda królowa. Chociaż raz powinnam zachować spokój, i nie ulegać swojej złości, która jak burza szalała w mojej głowie, w całym moim ciele.
   Usiadłam i oparłam się o ścianę, miałam strasznie ciężką głowę, bolała tak bardzo od uderzenia strażnika, że aż musiałam zacisnąć zęby. Zamknęłam oczy, i uspokoiłam oddech, poczułam się trochę lepiej. Na rękach ciążyły łańcuchy, które były przykute do kamiennej ściany celi, kajdany mocno były zaciśnięte na nadgarstkach, wręcz sprawiało mi to ból. Nawet tuż przed śmiercią się nie zlitują, krzywdzą mnie i wyszydzają, rzucają w moją stronę obelgi, które - chodź to ukrywam - ranią mnie najbardziej. Słowa są najgorsze, bo dotykają serca, samej psychiki. Królowa uznała, że wyzywanie mnie to bardzo ciekawe zajęcie, bo gdy przymknęłam oczy posypały się kolejne nieprzyjemne słowa
- Nie śpij, do cholery! Mówi do Ciebie królowa, okaż szacunek! -wydarła się.
   Jak dla mnie była niezrównoważona. Czy tacy ludzie zasiadają na tronie, czy nie powinni to być ludzie mądrzy, opanowani i łaskawi? Nie wytrzymałam, niezmiernie denerwowała mnie jej osoba! Otworzyłam oczy i przeszyłam ją zimnym wzrokiem. Podniosłam dumnie głowę, i powiedziałam szyderczo:
- Jesteś doprawdy wspaniałą królową, tylko pogratulować - uśmiechnęłam się szeroko, czym bardzo ją rozzłościłam.
- Albo jesteś bardzo odważna, albo tak bardzo głupia - zaśmiała się.
- Odważna owszem, ale głupotę to można przypisać tobie, WASZA WYSOKOŚĆ
  Doprawdy, bawiło mnie zabawa z nią, była taka słaba, była jak to się mówi mocna w gębie, a reszta to już inna bajka. Chciałam dolać oliwy do ognia, jednak za plecami kobiet pojawił się sam król, widać, że był zły. Myślałam, że zaraz i on mnie wyzwie, jednak jak bardzo mnie zaskoczył! Jego złość była skierowana przeciwko żonie i matce.
- Co wy tutaj robicie? - zmierzył je chłodnym wzrokiem. - To nie wasze miejsce, zostawicie ją.
- Bronisz jej ? - odezwała się oburzona matka władcy. - Jak możesz?!
- Ucisz się matko! To ja tutaj sprawuję władzę, to mi ojciec ją przekazał ! A teraz jazda stąd!
- Jak śmiesz odzywać się tak do swojej matki?
   Obserwowałam tę scenkę z pewnym rozbawieniem, myśląc kto kogo pierwszy zabije? Była to istna patologia, nie mieściło mi się głowię, że mamy tutaj taką władzę.
- Od kiedy okazała nieposłuszeństwo, i nie została w swoich komnatach.- król był bezlitosny, w sumie nawet mi zaimponował, pokazał kto rządzi i kogo mają się słuchać - Idźcie na górę, to rozkaz!
   Obie kobiety spojrzały na niego zdziwione i przestraszone i czym prędzej opuściły lochy. Zaśmiałam się.
- Co to za idiotyczny kraj! A ty jesteś jego władcą, więc też pewnie jesteś kompletnym idiotą?
    Lucjusz spojrzał na mnie wilkiem i otworzył drzwi celi, aby do niej wejść i zbliżyć się do mnie, przykucnął blisko mnie.
- Twój niewyparzony język cię zgubi, ktoś inni niż ja dawno by stracił do ciebie cierpliwość i dokonał egzekucji.
- Wiem - uśmiechnęłam się mimowolnie, chyba przewracało mi się już w głowie.
- Intrygujesz mnie, jesteś niesamowita - spojrzał mi głęboko w oczy, że aż prawie się speszyłam.

- Tak? Dlatego chcecie mnie spalić jak jakąś wiedźmę? - byłam coraz bardziej tym wszystkim zmęczona.
- Muszę się na to zgodzić, inaczej uznają mnie za słabego króla, który pozwala na obrazę królowej, jakiejś prostytutce. Moja droga, nie chciałem żeby tak wyszło, ale nie cofnę czasu - wzruszył ramionami - Musisz umrzeć, dzięki temu umocnię swoją pozycję.
- Jesteś okrutny, myślisz tylko o sobie - splunęłam mu w twarz, przecież i tak mnie zabije, co gorszego może mi zrobić?
   Zaśmiał się, jakby był obłąkany. Starł moją ślinę z twarzy i wstał, odwrócił się i miał wychodzić, kiedy szybko się odwrócił i spoliczkował mnie. Jeden z pierścieni na jego palcach przeciął delikatną skórę mojego policzka, poczułam ostry ból i powoli spływającą krew aż po brodę.
  Zamykając kraty celi, spojrzał na mnie i powiedział:
- Zostało tobie osiem godzin, długo byłaś nieprzytomna... wykorzystaj je ... ahh, ciekawe na co? - odszedł.
   Schyliłam głowę i pozwoliłam, aby z mych oczu popłynęły łzy. Myślałam, że król będzie inny, że okaże litość i wyciągnie mnie z tego bagna. W końcu to on mnie tutaj ściągnął! Ostatecznie każdy człowiek okazuje się być egoistą, zapominającym o drugim człowieku, w momencie, gdy coś im zagraża, lub może im zaszkodzić.
   Spojrzałam na swoje dłonie i szarpnęłam mocno rękoma, okowy łańcuchów były jednak bardzo wytrzymałe i solidne, na nic moje starania - nie było szans abym się stamtąd wydostała. Zostało mi tylko czekać na nieuniknioną śmierć. Cicho w duchu miałam nadzieję, że on znów przyjdzie na ratunek...

 ***
Youki: Dadadadam... Dadadadaddam !
Nikai: Oż ty w mordę! A jednak król to suk! xD
Youki: Dadadm! dadamam!
Nikai: Zacinasz się jak explorer
Youki: Dadadam! Dadadam!
Nikai: To że masz cycki skompresowane, to nie znaczy, ze możesz mieć explorera w mózgu! 
Youki: W jakim mózgu? Przecież go nie mam ;-; Tylko wymyśliłam tą historię i masę innych i w dodatku idę na mat-ger... 
Nikai: Aj tam czepiasz się explorku :* 
Youki: Dadadam, Dadam!
Nikai: No i wracamy do początku... Youki jest dzisiaj niekompatybilna... 
Youki: Nie po prostu nie chcę zdradzać tego co się stanie !! <3 
Nikai: Mrau! A ty mój chromiku :*