Nagle wszyscy klęczący i oddający cześć zdradzieckiemu królowi, niespodziewanie mnie osaczyli. Widocznie nie za bardzo spodobał się im sposób, w jaki zwracałam się do ich Guru. Atmosfera stała się tak gęsta, że bez problemu można by ją kroić nożem. Cisza, która zapadła była tak głucha, przez co byłam wstanie usłyszeć oddechy wydobywające się z zapijaczonych ust. Ba! Usłyszałabym chyba i pierdnięcie muchy!
Ich wyraz twarzy mówiły mi jedno - nie mieli wobec mnie dobrych zamiarów. Jednakże byłam osobą, która była w stanie zajrzeć o wiele głębiej niż inni ludzie i nie nabierałam się już na żadne pozory. Chociaż nie zdawali sobie z tego sprawy, ale potrafiłam zdjąć ich maski i przyjrzeć się temu, co znajdowało się pod nimi.
Można by się zdziwić temu, co tak naprawdę kryły ich serca. Złość? Nienawiść? Żądze mordu?
Nie.
W rzeczywistości ukrywali przed światem swoją małość i bezbronność, i to że szukali bezpiecznego dla siebie miejsca. Właśnie pod pozorami siły skrywali, jak mocno skrzywdziło ich życie i jakie blizny na ich sercu pozostawiło. Ze zdziwieniem odkryłam jacy jesteśmy do siebie podobni, każdy z nas został wychowany przez ciemne uliczki w miejscu, którego jeszcze nigdy nie rozświetliły promienie nadziei. Nagle stali się dla mnie jak bracia. Bracia w samotności. Bracia w cierpieniu. Bracia w rozpaczy.
Niepasującym elementem tej układanki był król - on miał wszystko, o czym my nie śmieliśmy nawet marzyć - dom, rodzinę i życie bez strachu o jutro, a tak przynajmniej mi się wydawało. Jaką rolę odgrywał w tym wszystkim? Czy byliśmy dla niego tylko rozrywką... jak pionki na szachownicy? Tak bardzo chciałam rozwikłania tej zagadki, jakby to był mój życiowy cel.
Nie mogłam zapomnieć o rzeczywistości, mimo że ja uznawałam ich za braci, oni mieli odmienne zdanie, widzieli we mnie jedynie wroga, którego powinno się wyeliminować. Nie potrafili ujrzeć tego, co ja już ujrzałam, byli zaślepieni złudzeniami. Musiałam jakoś do nich dotrzeć, jednak nie miałam zielonego pojęcia w jaki sposób. Na szczęście na pomoc przyszła pewna kobieta, która swoją budową ciała mogła zawstydzić nie jednego mężczyznę. Stała za barem, do tej pory nie zwróciłam na nią uwagi.
- Hej! Co tu się dzieję, do jasnej cholibki!? - jej głos rozniósł się po całym barze. - Namierzacie się na damę? Tacy z was mężczyźni? Wstyd! Jak ja was wychowałam? Wydaję się, że zapomnieliście o pewnych zasadach.
W ich oczach coś zabłysło. Poczucie winy? Strach? Boże, już kompletnie zgłupiałam, chciałam żeby ktoś mi wytłumaczył, co tu się dzieje?
Wielka na dwa metry kobieta podeszła do mnie i złapała mnie za ramię. Zapewniła, że nic złego mie się nie stanie i mogę czuć się całkowicie bezpieczna w tym towarzystwie. Spojrzała na zgraję mężczyzn piorunującym wzrokiem, a potem zaprowadziła mnie do izby, do której prowadziły niewielkie schody. Stopnie trzeszczały pod moimi stopami, były lekko podpróchniałe, co wskazywało na to, że bar stoi tu od wielu lat. Szłyśmy tylko my dwie, podprowadziła mnie pod zwyczajne - tak samo drewniane - drzwi. Otworzyła je kluczem, który wysiał na kółku przy jej biodrze z wieloma innymi.
- Proszę - powiedziała i wpuściła mnie do środka.
Był to skromny pokoik z małym, ale widocznie zadbanym łóżkiem. Koło niego stał stolik, zrobiony z małej beczki. W rogu stał taboret, na którym stała misa z wodą a obok przewieszono ręcznik. W drugim kącie stał nocnik. Nie było to najprzytulniejsze miejsce, ale na lepsze nie liczyłam. Postanowiłam więc obmyć się częściowo z pyłu, który na mnie obsiadł, ale wtedy tamta dziwna kobieta do mnie przemówiła.
- Dziecko, domyślam się, że ta sytuacja jest dla ciebie dziwna, niezrozumiała. Nagle tyle się na ciebie zwaliło, jednak musisz wiedzieć, że to jest najlepsze miejsce do którego mogłaś trafić. Król się tobą zaopiekuje, i nie tylko on. Tamta zgraja też się przekona do twojej osoby, tylko tak strasznie wyglądają. Każde z nich swoje przeżyło w życiu, agresją bronią się przed kolejnymi zranieniami, chyba inaczej już nie potrafią. Rozumiesz?
- Chyba tak.
- Poczekaj tu. Przyniosę ci coś do przebrania.
Wyszła z małej izdebki i mogłam chwilę pomyśleć nad moją sytuacją. Czyżby kobieta mówiła prawdę? Mogłam zaufać królowi i jego zgrai? Czy zdanie jednej kobiety miało pomóc podjąć mi decyzję? Chyba musiałam to zrobić, poddać się temu losowi, co mnie spotkał. W stolicy nie czekało mnie nic lepszego, została tylko śmierć. Gdy znajdą mnie ludzie z pałacu to natychmiast zabiją, poprowadzą na stos jak czarownice, którą widzieli we mnie od samego początku. Na prawdę nie rozumiałam, czemu ludzie nienawidzą się nawzajem. Gardzą sobą i jak węże kąsają się nawzajem, aby zadać sobie tyle bólu, ile tylko są w stanie.
Chciałabym cofnąć się do lat dzieciństwa, na zawsze pozostać dzieckiem ... Poczuć się znów bezbronna, i ufna, a przede wszystkim kochająca prawdziwą miłością. Cofnąć się do czasów, kiedy nie rozumiałam, co to ból i samotność. Bóg jednak dał ludziom wolną wolę i tym tłumaczy się całe zło na świecie. Jednak z drugiej strony skoro nas tak bardzo kocha, to czemu sprowadza tyle cierpienia na człowieka w postaci innych osób?
-Dość!- powiedziałam sama do siebie, oblewając się zimną wodą z kociołka. Że też mnie naszły takie myśli, podczas zwykłego mycia się.
Jedynie kto mógłby mnie usłyszeć to myszy i stare drewniane ściany, należące do wiekowej rudery i kapiące na podłogę kropelki zimnej wody. Trzeba przestać użalać się nad sobą. Jutro dostanę nową czysta kartę - będę, jak tabula rasa - wszystko zacznę zapisywać od nowa. Odpłynę poza horyzont, tam gdzie nie sięgają zwykłe, ludzie oczy. Wszyscy o mnie zapomną, uwolnię się od ich spojrzeń i potępiających słów.. Kiedyś tam... Kto wie, może dotrę na kresy świata i udowodnię samej sobie, iż świat nie kończy się za siódmą wyspą. Nasz świat przecież nie może być tak mały! Na pewno nie! Przecież i ja jestem w stanie odkryć źródło szczęścia, tego wiecznego - na które przecież każdy może zasłużyć.
W tamtym momencie usłyszałam stanowcze pukanie do drzwi. Zaprosiłam tajemniczego gościa do środka. Zdziwiłam się, ponieważ nie była to gospodyni, ale jeden z delikwentów przesiadujących na dole. W prawej dłoni miał długą beżową, najzwyklejszą suknię. Jego wyraz twarzy mógłby wyrażać tylko jedno uczucie, którym była skrucha. Nie miałam pojęcia, czemu właśnie przybrał taką maskę, ale w momencie kiedy chciałam się zapytać co tu robi, odezwał się pierwszy.
- Słuchaj uważnie morska kobieto, bo nie powtórzę drugi raz.... W imieniu całej naszej paczki chciałem przeprosić, za nasze zachowanie. Wiem, że było niewłaściwe i niegodnie w stosunku do damy którą jesteś, niezależnie od tego jaki zawód wykonujesz, albo wykonywałaś. Zasługujesz na prawdziwy szacunek. - Powiedział spokojnym i opanowanym tonem.
- Nic się nie stało, ja tez muszę przeprosić za nieuszanowanie "waszego miejsca" i przywódcy. Tak więc sądzę, że jesteśmy kwita i możemy zakopać ten topór wojenny ? - Zapytałam wyciągając w jego stronę dłoń, a On tylko wbił we mnie bezduszny wzrok. Nawet nie wiedziałam po jakim kruchym lodzie stąpałam i jak bardzo jeszcze nie znam ludzi...
Nie mogłam zapomnieć o rzeczywistości, mimo że ja uznawałam ich za braci, oni mieli odmienne zdanie, widzieli we mnie jedynie wroga, którego powinno się wyeliminować. Nie potrafili ujrzeć tego, co ja już ujrzałam, byli zaślepieni złudzeniami. Musiałam jakoś do nich dotrzeć, jednak nie miałam zielonego pojęcia w jaki sposób. Na szczęście na pomoc przyszła pewna kobieta, która swoją budową ciała mogła zawstydzić nie jednego mężczyznę. Stała za barem, do tej pory nie zwróciłam na nią uwagi.
- Hej! Co tu się dzieję, do jasnej cholibki!? - jej głos rozniósł się po całym barze. - Namierzacie się na damę? Tacy z was mężczyźni? Wstyd! Jak ja was wychowałam? Wydaję się, że zapomnieliście o pewnych zasadach.
W ich oczach coś zabłysło. Poczucie winy? Strach? Boże, już kompletnie zgłupiałam, chciałam żeby ktoś mi wytłumaczył, co tu się dzieje?
Wielka na dwa metry kobieta podeszła do mnie i złapała mnie za ramię. Zapewniła, że nic złego mie się nie stanie i mogę czuć się całkowicie bezpieczna w tym towarzystwie. Spojrzała na zgraję mężczyzn piorunującym wzrokiem, a potem zaprowadziła mnie do izby, do której prowadziły niewielkie schody. Stopnie trzeszczały pod moimi stopami, były lekko podpróchniałe, co wskazywało na to, że bar stoi tu od wielu lat. Szłyśmy tylko my dwie, podprowadziła mnie pod zwyczajne - tak samo drewniane - drzwi. Otworzyła je kluczem, który wysiał na kółku przy jej biodrze z wieloma innymi.
- Proszę - powiedziała i wpuściła mnie do środka.
Był to skromny pokoik z małym, ale widocznie zadbanym łóżkiem. Koło niego stał stolik, zrobiony z małej beczki. W rogu stał taboret, na którym stała misa z wodą a obok przewieszono ręcznik. W drugim kącie stał nocnik. Nie było to najprzytulniejsze miejsce, ale na lepsze nie liczyłam. Postanowiłam więc obmyć się częściowo z pyłu, który na mnie obsiadł, ale wtedy tamta dziwna kobieta do mnie przemówiła.
- Dziecko, domyślam się, że ta sytuacja jest dla ciebie dziwna, niezrozumiała. Nagle tyle się na ciebie zwaliło, jednak musisz wiedzieć, że to jest najlepsze miejsce do którego mogłaś trafić. Król się tobą zaopiekuje, i nie tylko on. Tamta zgraja też się przekona do twojej osoby, tylko tak strasznie wyglądają. Każde z nich swoje przeżyło w życiu, agresją bronią się przed kolejnymi zranieniami, chyba inaczej już nie potrafią. Rozumiesz?
- Chyba tak.
- Poczekaj tu. Przyniosę ci coś do przebrania.
Wyszła z małej izdebki i mogłam chwilę pomyśleć nad moją sytuacją. Czyżby kobieta mówiła prawdę? Mogłam zaufać królowi i jego zgrai? Czy zdanie jednej kobiety miało pomóc podjąć mi decyzję? Chyba musiałam to zrobić, poddać się temu losowi, co mnie spotkał. W stolicy nie czekało mnie nic lepszego, została tylko śmierć. Gdy znajdą mnie ludzie z pałacu to natychmiast zabiją, poprowadzą na stos jak czarownice, którą widzieli we mnie od samego początku. Na prawdę nie rozumiałam, czemu ludzie nienawidzą się nawzajem. Gardzą sobą i jak węże kąsają się nawzajem, aby zadać sobie tyle bólu, ile tylko są w stanie.
Chciałabym cofnąć się do lat dzieciństwa, na zawsze pozostać dzieckiem ... Poczuć się znów bezbronna, i ufna, a przede wszystkim kochająca prawdziwą miłością. Cofnąć się do czasów, kiedy nie rozumiałam, co to ból i samotność. Bóg jednak dał ludziom wolną wolę i tym tłumaczy się całe zło na świecie. Jednak z drugiej strony skoro nas tak bardzo kocha, to czemu sprowadza tyle cierpienia na człowieka w postaci innych osób?
-Dość!- powiedziałam sama do siebie, oblewając się zimną wodą z kociołka. Że też mnie naszły takie myśli, podczas zwykłego mycia się.
Jedynie kto mógłby mnie usłyszeć to myszy i stare drewniane ściany, należące do wiekowej rudery i kapiące na podłogę kropelki zimnej wody. Trzeba przestać użalać się nad sobą. Jutro dostanę nową czysta kartę - będę, jak tabula rasa - wszystko zacznę zapisywać od nowa. Odpłynę poza horyzont, tam gdzie nie sięgają zwykłe, ludzie oczy. Wszyscy o mnie zapomną, uwolnię się od ich spojrzeń i potępiających słów.. Kiedyś tam... Kto wie, może dotrę na kresy świata i udowodnię samej sobie, iż świat nie kończy się za siódmą wyspą. Nasz świat przecież nie może być tak mały! Na pewno nie! Przecież i ja jestem w stanie odkryć źródło szczęścia, tego wiecznego - na które przecież każdy może zasłużyć.
W tamtym momencie usłyszałam stanowcze pukanie do drzwi. Zaprosiłam tajemniczego gościa do środka. Zdziwiłam się, ponieważ nie była to gospodyni, ale jeden z delikwentów przesiadujących na dole. W prawej dłoni miał długą beżową, najzwyklejszą suknię. Jego wyraz twarzy mógłby wyrażać tylko jedno uczucie, którym była skrucha. Nie miałam pojęcia, czemu właśnie przybrał taką maskę, ale w momencie kiedy chciałam się zapytać co tu robi, odezwał się pierwszy.
- Słuchaj uważnie morska kobieto, bo nie powtórzę drugi raz.... W imieniu całej naszej paczki chciałem przeprosić, za nasze zachowanie. Wiem, że było niewłaściwe i niegodnie w stosunku do damy którą jesteś, niezależnie od tego jaki zawód wykonujesz, albo wykonywałaś. Zasługujesz na prawdziwy szacunek. - Powiedział spokojnym i opanowanym tonem.
- Nic się nie stało, ja tez muszę przeprosić za nieuszanowanie "waszego miejsca" i przywódcy. Tak więc sądzę, że jesteśmy kwita i możemy zakopać ten topór wojenny ? - Zapytałam wyciągając w jego stronę dłoń, a On tylko wbił we mnie bezduszny wzrok. Nawet nie wiedziałam po jakim kruchym lodzie stąpałam i jak bardzo jeszcze nie znam ludzi...